Potyczka N°2 - Rafael Sabatini "Kapitan Blood"

02:52 0 Comments A+ a-

 
 Pamiętam, że "Kapitana Blooda" dostrzegłam przy okazji robienia porządków i obiecałam sobie, że przeczytam ją jak tylko uporam się ze wszystkimi książkami z listy do przeczytania... czyli prawdopodobnie nigdy. Z biegiem czasu zupełnie zapomniałam o tej książce (jakżeby inaczej), ale zrządzenie losu sprawiło, że sobie o niej przypomniałam. Szukałam czegoś lekkiego (dosłownie lekkiego) do czytania, bo paradowanie z grubym tomiszczem "Ogniem i mieczem" było mi zdecydowanie nie na rękę. No i wtedy właśnie przypomniałam sobie o "Kapitanie Bloodzie". Książka lekka, poręczna i (co najważniejsze) o piratach - czyli to, czego właśnie potrzebowałam.
   Była to miła odskocznia od potyczek Skrzetuskiego i spółki. Treść przystępna, bez pompatycznego wątku historycznego no i bohater, którego polubiłam od pierwszej strony. Chociaż, szczerze mówiąc, spodziewałam się więcej krwi, flaków, płaczu kobiet i smrodu sfajczonych miasteczek. Może książka nie obfituje w tego typu atrakcje z prostej przyczyny - Piotr Blood nie jest typowym piratem. Do piractwa doprowadził go niefortunny splot wydarzeń. Piotr Blood był lekarzem z dosyć bogatą militarną przeszłością, który wolał zajmować się swoimi pelargoniami niż angażować w konflikt książę Monmouth vs. król Jakub II Stuart, który w tamtych czasach był w Anglii na topie. Ale i tak został w ten konflikt wciągnięty, co skończyło się dla niego kiepsko, bo wylądował jako niewolnik na jednej z brytyjskich kolonii na Wyspach Kanaryjskich. Dzięki swojemu medycznemu wykształceniu nie musiał pracować na plantacjach, ale patrząc na ciężki los swoich towarzyszy począł myśleć o ucieczce. Szczęśliwie na wyspę napadli Hiszpanie, więc Blood i spółka pożyczyli sobie ich statek i tak właśnie narodził się Kapitan Blood, korsarz będący postrachem wszystkich Hiszpanów.
    Dla miłośników "Piratów z Karaibów" może spodobać się wzmianka o Tortudze, wyspie na której piraci wód Morza Karaibskiego odpoczywali między jednym rozbojem a drugim. Zawsze myślałam, że Tortuga to fikcyjna wyspa, a tu proszę, okazuje się, że rzeczywiście istniała (istnieje?) i była czymś na kształt domu, bezpiecznej przystani dla piratów tamtejszych akwenów. Tak więc pomimo wielu różnych zgrzytów, które się pojawiają w serii filmów o kapitanie Jacku Sparrowie, można odnaleźć kilka prawdziwych faktów (jak np. ten, że Morze Karaibskie istniało i istnieje po dziś dzień i rzeczywiście niegdyś pływali po nich prawdziwi piraci).
    Zawsze lubiłam piratów, a morze kocham od dziecka. Niejednokrotnie brałam udział w The Tall Ships Races (dokładnie to dwa razy), mam za sobą rejs dookoła Bałtyku i kilka pomniejszych, m.in. na duńską wyspę Bornholm. Czytanie o morzu to dla mnie wielka przyjemność. Jednak ta miłość do piratów długo leżała gdzieś zakopana w ciemnym zakątku i chyba zaczęła się powoli budzić, gdy Jedynka puściła serial z Johnem Malkowichem "Herb piratów" (oryginalny tytuł to "Cross Bones"), w którym pojawiło się moje OTP z "Piekła pocztowego". "Kapitan Blood" spowodował, że ta miłość zapłonęła i wciąż płonie (raz większym, raz mniejszym płomieniem, ale płonie). Zaczęłam oglądać inny piracki serial "Black flag", na Pyrkonie zakupiłam za zdobyte w pocie czoła pyrdolary "Czarną banderę" Jacka Komudy, zapisałam się również na internetowy kurs piractwa dla początkujących i mam w planach wypad na tak zwane praktyki. Żartuję.
   Jak pisałam wcześniej, w "Kapitanie Bloodzie" spodziewałam się trochę więcej flaków i krwi, ale nie oznacza to, że czuję się zawiedziona. Piotr Blood jest piratem z mocnym kręgosłupem moralnym, którego przed okrutnymi rozbojami powstrzymuje miłość do kobiety. Napada tylko na hiszpańskie bandery, bo
1) Hiszpania była ówczesnym wrogiem Anglii (chyba, relacje między państwami zmieniały się jak wiatr na regatach optymista).
2) Hiszpanie uchodzili za naprawdę okrutnych ludzi. No nie dziwię się. Każdy chyba zna Corteza i to co zrobił z rdzennymi mieszkańcami Ameryki Południowej, nie?
Więc jest piratem z zasadami i w sumie mi się to podobało. Miał styl, miał klasę, miał też gadane i pewnie głównie za to tak bardzo przypadł mi do gustu. Tak więc "Kapitan Blood" jest opowieścią o piratach, ale opowieścią nieco inną niż wszystkie. Na pewno obejrzę ekranizacje książki, z największą przyjemnością tę z 1935 roku z Errolem Flynnem jako Piotrem Bloodem (wiadomo dlaczego *wink*).