Potyczka N°8 Garth Nix "Lirael"
"Lirael" była ostatnią książką, którą przeczytałam w zeszłym roku. Roku niezbyt udanym jeśli chodzi o czytelniczą aktywność. I nie ma co zwalać winy na brak czasu, winę za niezralizoanie planów ponoszę wyłącznie ja, moje lenistwo i nieumiejętność zorganizowania czasu.
"Lirael" jest drugą po "Sabriel" książką z cyklu Stare Królestwo, akcja toczy się około dwudziestu lat po wydarzeniach z pierwszej książki. Podchodząc do tej książki liczyłam, że więcej będzie bohaterów z poprzedniej części, jednak pojawiają się oni sporadycznie i odgrywają raczej drugoplanowe role. Głównych bohaterów (przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie) mamy dwóch: księcia Sametha, syna Sabriel i Touchstone'a, niechętnego następcę Abhorsena oraz Lirael, z lekka wybrakowaną córkę Clayrów (swego rodzaju wróżbitek), która nie posiada daru Widzenia i musi znaleźć inny sposób na życie. Ich losy toczą się osobnymi torami by pewnego dnia połączyć się niespodziewanie. I nie, nie chodzi tu o żadną nastoletnią miłość, nie ma żadnego tête-à-tête, żasnych maślanych oczy i ciężkich wzdychań, za co jestem naprawdę wdzięczna, bo jakoś tego nie lubię. Albo romansujemy albo ratujemy świat. Tak więc Lirael i Sam łączą siły by stawić czoła nowemu niebezpieczeństwu zagrażającemu nie tylko Staremu Królestwu ale całemu światu, gdyż ambitny Nekromanta z pomocą nieświadomego przyjaciela Sama chce uwolnić z więzienia pradawne zło.
To chyba tyle w kwestii wstępu. Jak wrażenia po lekturze? Jak najbardziej pozytywne. Książkę czytało się łatwo i przyjemnie, nie była też do końca przewidywalna... choć czytając ją ciągle myślami wracałam do pierwszej części i porównywałam obydwie bohaterki. Sabriel w sumie została wychowana, wykształcona na kogoś, kto będzie musiał stawiać czoła różnym okropnościom, więc mam wrażenie, że jej wszystko przychodziło z większą łatwością. Natomiast Lirael... Lirael musiała przejść bardzo długą drogę, by zrozumieć swoją rolę w tej historii. Miała zostać Clayrą, uczestniczyć w Widzeniach, by Zobaczyć jaką przyszłość czeka Królestwo, by doradzać Królowi i Abhorsenowi. Ale życie kopnęło ją w dupsko i napisało inny scenariusz. Dlatego Lirael się opiera, nieraz ociąga z działaniem. Każdy z nas by tak zrobił na jej miejscu. Moją pierwszą reakcją na to, że mam gdzieś jechać, zrobić nie wiadomo nawet co i to coś ma pomóc w uratowaniu całego świata byłoby zawinięcie się w koc i udawanie, że nie słyszałam. Więc z Lirael łączy mnie wiele, może więcej niż z jakąkolwiek bohaterką. Nie przepada za ludźmi i wolałaby, by zostawili ją w spokoju i nie zmuszali do niechcianych rozmów.
Sam też nie jest typowym bohaterem. Nie potrafi pogodzić się z przypisaną mu rolą następncy Abhorsena, boi się Śmierci i najchętniej zająłby się konstruowaniem magicznych i mniej magicznych ustrojstw. Przyszłość go przeraża, bo czuje, że walka ze Zmarłymi, ryzykowanie życiem najzwyczajniej w świecie nie jest zadaniem dla niego. Pod pretekstem spotkania się z przyjacielem wymyka z pałacu w przebraniu wędrowca, nieświadomy tego, że pakuje się w kłopoty, przed którymi tak bardzo starał się uciec.
W trakcie podróży można zauważyć powolną zmianę, jaka dokonuje się zarówno w Lirael jak i Samie, ale (Bogu dzięki) koniec końców w głębi postają sobą, nie zamieniają się w bezmyślnych bohaterów, którzy skoczyliby w ogień by uratować szczeniaczka. Magiczna zmiana nigdy nie następuje. Jedyne co się zmienia to ilość sprzeciwów co do kierunku, w którym zmierza pisany przez życie scenariusz. Sam niby mężnieje, ale i tak nie może pozbyć się myśli, że najlepszym rozwiązaniem byłby powrót do zamku. Lirael niby akceptuje swój los, ale i tak wolałaby wrócić do pracy w bibliotece, gdzie nikt jej nie zaczepiał i nie kazał podejmować decyzji. Mam więc wrażenie, że obydwoje są bardzo... ludzcy. Brak tu kompleksu bohatera, pchania się w niebezpieczne sytuacje, bo "tak trzeba". Dlatego tak bardzo podobała mi się ta książka i dlatego polecam ją każdemu, kto miałby ochotę na fantasy z bohaterami o nieco innym obliczu ;)